Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/255

Ta strona została skorygowana.

kosookiego gderacza, nieżyczliwego krytyka, albo plotkarza o świerzbiącym języku, pyskacza o sitowatej, dziurawej gębie, niecnego donosiciela lub zdrajcę, najemnika pańskiego.
Z czasem ze wszystkim zwracano się do Dobosza. Nawet drobne wiejskie rozrachunki, poróżnienia majątkowe lub rodzinne spory opierały się o Dobosza. Oczekiwali odeń ludzie nieraz odwetu za niedopłacenie krowy, a czasem rozstrzygnięcia, czy egzekucji, w sprawie zwrotu posagu. Jedni drugich straszyli Doboszem, podobnie jak dzisiaj straszą się wzajemnie doniesieniem, skargą sądową lub komornikiem. Niejeden oburzony na sąsiada z powodu takiej lub innej ważnej sprawy — o miedzę czy o cielę — biegł szukać doraźnej sprawiedliwości — aż na Czarnohorę. Tam węszył po lasach, drapał się po skałach, szukając sprawiedliwości, szukając Dobosza... Niejeden zaś obrotny i chytry chłopisko, poznawszy młodzieńczą gotowość Dobosza, rączość jego ruchów, jego porywczość, a chcąc pomścić się na kimś, leciał z furą plotek i bredni, gotując je jakby lonty do zapalenia gniewu Dobosza. A młody Dobosz, chcąc spełnić i te nadzieje albo podjudzony przebiegłą namową, wplątywał się w kłopotliwe zawikłania wiejskie, mając już nieraz równocześnie na piętach pułkownika Przełuskiego z rowtą smolaków, węszącą jego ślady. I tak Dobosz, syn biedaków, człowiek lasowy, wychowany przez połoniny i sędzią miał być i obrońcą, i wykonawcą wyroków! Ludzie nadużywali jego młodości, każdy swoją dziurę chciał nim zatkać.



PODZIAŁ SPRAWIEDLIWY

Jechali konno we dwójkę Dobosz i Iwanko Rachowskij od połonin ku wsiom. I tam gdzie płaj przewalając się przez Kryntą zaczyna schodzić na dół, spotkali obdartego garbusa, co stukając zaschłą klabuczką tak garbatą jak on sam, szedł naprzeciw nim ku górze. Z daleka już zalatywał do ich nosów zapach zatęchłych łachmanów. Iwanko pociągając nosem rozeznawał umiejętnie, a Dobosz zatrzymał konia.
— Iwanku — mówił — daj mu jakieś nowe szmatki z tych co mamy w besahach.
Iwanko posłuchał, wyciągnął z besahów grubą koszulę, mocne haczi i nowiutki kieptar. Podał je garbusowi, lecz ten nie spieszył się brać. Przystanął jednak także, a dziurawiąc wzro-