Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

kurzawę szronu. A gdy wyszło słońce zza Diłu czarnego, zobaczył Dmytro dziwo, jakiego nigdy dotąd w życiu nie widział. Słońce wyglądało jak jaje, spowite w lekkie całuny i zasłony, jakby pieluchy. A po całym niebie ogromne kręgi, półkola i koliste tęcze słonkowe roztaczały się i jaśniały. I połączone były z jądrem słonecznym, jakby złotymi pękami strun. Gdy zaś podeszło słonko wyżej, zasłoniło się na chwilę, a potem, zamiast słońca, wielki krzyż słoneczny wytrysnął, rozlał się szerokimi skrzydłami płomienia, długo płonął na całym niebie, pokrytym srebrnym przeźroczem mgły i szronu.
Zobaczył wtedy Dmytryk w tym znak, że w dniu, kiedy Dziecię Święte się rodzi, słońce samo się przemieniło.
Wspomniał modlitwę ojcowską prastarą, rodową. Padł na śnieg, na kolana. Wołał, śpiewał i szeptał modlitwę, którą odtąd zawsze powtarzał. A komu dane było i w nasze czasy podsłuchać, jak na wysokich połoninach rankiem zamglonym modlą się na klęczkach do wschodzącego słońca pastuchy — to uroczyście wygłaszając stare wezwania i zaklęcia, to swobodnie i ufnie gwarząc ze słonkiem — ten mógł usłyszeć w ich słowach tę modlitwę, te okrzyki tęsknoty Wasylukowej.
Tak tedy modlił się Wasyluk:
Lelio[1] Słoneczko!
Serdeńko lelkowe, ojcowskie, złotostrunne!
Wschodzisz zza Kamienia Pisanego, zza Lelkowej góry,
Morzem słonkowym się rozlewasz na Synycie — Cerkwy tajemne.
Płyniesz płajem świetlistym nad Hołowy, nad chatą ojcowską.
Chowasz się za Czarnohorę. —




Błyskasz i śmiejesz się! Grasz w trembity anielskie! Dzwonem na służbę bożą wzywasz.
I widzisz! przepalasz okiem świętym!
Ciemności rozcinasz, mroki wymiatasz, w słonecznej kurzawie rozsiewasz!
Trawy — hodujesz,
Oborom błogosławisz,

Klecie — komory napełniasz,

  1. Leljò — tatuś. Stare słowo, jeszcze i teraz w niektórych zakątkach górskich w tym znaczeniu używane.