Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

mieć czas. Może także dlatego, że w dawne groźne czasy już najmniejsza nieuprzejmość była podejrzana, mogła być poczytana za zamiar zły, a z tego wywodziły się nieraz czyny gwałtowne, jakby dla uprzedzenia i unieszkodliwienia wrogich poczynań. Bezpieczniej było być grzecznym. Grzeczność przejawia się w wielkiej ilości powitań, wykrzykników i potakiwań. Ludzie małomówni nie muszą mówić, ale powinni postać i posłuchać, pogwarzyć tak słuchając, a nie przecząc. Nawet dla konia spotkanego gazdy wypada być grzecznym: „a jakżeż ty, biedniątko?“ Bez grzeczności, bez czasu na grzeczność nie ma godnego gazdy. Powiadają starzy ludzie, że w dawność nie było gazdy, co by nie znał ceny grzeczności.
Nieraz z daleka już się witają, wołają z pełnej piersi, aż lasy odhukują:
— Zdrowiście, Wasylku luby? Sława Isu!
Odpowiedź równie gromka:
— Na wieki Bohu sława i wam, Dmytryku! — Zbliżają się, ściskają dłonie, potrząsają rękami, starzy ludzie po dawnemu całują się wzajemnie w ręce.
— Boże pomahaj w drodze!
— Daj Boże i wam!
— Czy dużi? (Czyście mocni?)
— Dobrze, jak wy?
— Jak się wam trwa? Jakeście dniowali? Jak spali?
— Myròm. (W spokoju).
— A rodzina?
— Myròm.
— A ojcowie?
— Myròm.
— Żonka-gazdyńka, dziateczki?
— Myròm.
— A co słychać w dolinach, pobratymie słodki ta godny?
— Dobrze tymczasem, Bóg świąteńki cierpi nas, łaskaw jakoś.
— A co na wierchach?
— Ot, jak na wierchach, twarde życie, tak nam, jak tym smerekom wierchowym. Ale dzięki Hospodu zdrowo, słobodnie, wesoło.
Siadają, kurzą fajki, coraz bardziej zbliża ich rozmowa.
— Marżynka jak? Krówki, jałownia, drobięta, szkapięta?
— Dziękuję za pytanie, obyście doczekali setki lat. Miło-