Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

Na Szurynie, po całych górach to wiadomo, najwięcej było szczeznyków, czortowni wszelakiej. Ciągle tam gromy biły w te płyty i osypiska skalne. Ludzie powiadali, że to święty Eliasz tropi swą zwierzynę, wybija resztki szczeznyków, co się tu jeszcze pochowały. Pewnie i chłopczyna Foka, wtedy w czasie latowania powypłaszał z Szuryna nieczyste duchy. Z góry spod Szuryna spośród dymiących ostępów i urwisk przez całe lato wypływały dźwięki fłojery Fokowej, rozsypywały się, siały po szuwarach i skałach, snuły się jarami i przepaściami, dolatywały aż w dół do potoku — słodkie, wesołe, bezkreśnie słobodne. Jakby mądre, pełne nadziei i radości dumania chłopczyny Foki rozsiewały się po pustkowiu. Może byś je i dziś jeszcze tam odnalazł w szumach potoku.
Foce było za mało tych kabaczy. Na drugie lato wybrał się aż na Hnatiesę, wówczas może dwa dni drogi od Szuryna. Były tam, i dotąd są jeszcze, całe bory żerepowe. Gdyby w owe czasy taki człowiek, co szedł z Jasienowa na Hnatiesę puszczami, raz na chwilkę czegoś się przestraszył, toby go już strach nie wypuścił z szponów swych, toby go może w końcu zadusił wśród morza tej czarności leśnej. Foka, gdy rozglądnął się po Hnatiesie, zostawiał nieraz trzodę z pastuchami, a sam brał bardkę i pistolety i chodził daleko stepami górskimi i ostępami. Nocował Bóg wie gdzie. Szukał śladów dawności, może i skarbów, są wieści, że wpychał się w zamszone jamy i wyloty źródeł, w szczeliny ciemne, dokąd drugi bałby się nawet zajrzeć.
Wyszukiwał sobie starych dziadów, takich, co obcy całemu światu, przebywali z chudobą całe lata na wypalonych wśród puszczy polankach. Odnalazł jednego takiego aż pod Dzembronią, co porzucił obszar pański w Bereżnicy i osiadł tutaj, drugiego zaś dziwoluda aż na Babie Lodowej, z tych hołowskich, co niegdyś całą gromadą wojowali z urzędami i prawem cesarskim. I nigdy praw pańskich nie uznali. Foka wysłuchiwał od nich różnych wieści, wieści o wielitach, o wojownikach słobodnych, opryszkach, o skarbach i o czarach. Lubił opowiadać, ale nie wszystko, i nie każdemu wszystko. Już jako młodzik myślał tak sobie, że ludzie nie są równi, może nawet nie bardzo podobni do siebie.
Foka był wyrostkiem, gdy zaczął chodzić wraz z ojcem na jarmarki za Czarnohorę do Szigetu Marmaroskiego, sprzedawać bryndzę. Jarmarki odbywały się tam (w owe czasy) dwa razy do roku: latem na świętego Ilję i jesienią na Pokrowę.