Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/56

Ta strona została skorygowana.

— W takim razie telegrafujemy zaraz, aby mój syn natychmiast przyjechał, a może jeszcze poszlemy konnego posłańca z listem. Ubijemy obie sprawy pod przewodnictwem jego ekscelencji, a potem natychmiast jazda na wesele. Florianie — zawołała na lokaja o smętnie zrezygnowanym obliczu — przygotujcie nocleg dla nas wszystkich, a ty Lijo pobiegnij do pani pocztarki z uprzejmą prośbą, aby mój telegram był dziś jeszcze w Jasienowie. Ekscelencja będzie łaskaw zredagować depeszę.
Oszołomiony przejawami energii biskup, jakby to były strzały jeden po drugim, napisał na dużej białej kartce papieru telegram do dziedzica Krzyworówni: „Nocujemy wraz z biskupem w Jabłonowie. Przyjedź natychmiast celem sfinalizowania pomocy budowlanej dla kościoła i bożnicy. Wrócimy zawczasu na ślub. Czułości dla Otylii i wnuków. Bunia.“
Wokół pani Zuzanny zawrzało. Pod wieczór całe otoczenie stało się ruchliwsze niż w ciągu dnia. Mądrość wieczorna święciła tryumfy.
— Podczas noclegu — mówiła pani Zuzanna — pokażę księdzu jeszcze bałamuctwa owego stryjecznego dziada z dziedziny sztuki. Na złość Habsburgom wykupywał zaczernione jakąś smołą obrazy neapolitańskiego malarza, nazwisko mi uciekło, ale zaraz, może to nie neapolitańczyk? Co gorsza ów protektor przepłacał jakieś kopie jeszcze marniejsze od sławetnych oryginałów. Zaczernione płótna czernieją coraz bardziej w miarę czasu i mamy istną wystawę smoły. Trzeba przyznać — ciągnęła dalej — że w Polsce tylko wyjątkowo niektóre rodziny znalazły ochotę i środki dla jakich takich zbiorów malarstwa. Ale cóż przeciwstawiał temu nasz wielki nowator? Podług ostatniej mody zaczernione płótna, które znakomicie czernieją nadal w miarę czasu.
Coś jakby chmura niecierpliwości pojawiło się na czole prałata. Podniósł głos jak na kazaniu.
— Moim obowiązkiem jest ostrzec dobrodziejkę, aby nie zabierała głosu w tej sprawie kiepsko dotąd oświetlonej, a raczej iście zaczernionej, kto wie dzięki jakim przyczynom. Przez niechęć do dziada stryjecznego pani, czy też przez zwyczajne nieuctwo, które zaczyna się prawdopodobnie już od Neapolu, a muszę tu poprawić, że ów mistrz nie był wcale neapolitańczykiem, tylko genueńczykiem, jak niegdyś Kolumb i to nie byle jakim odkrywcą w dziedzinie sztuki. Ostrzegam panią, że może pani stać się narzędziem chytrej gry handlowej, zdążają-