den z nich, przechodząc przez Żabie, dostał po głowie całkiem za darmo, lekko albo mocno. Nie tylko napadali przechodzących przez wieś, cierpliwie czyhali na granicach Żabiego i ledwie który je przekroczył, częstowali go kijem albo bardką. Prawdziwe walki i pojedynki odbywały się na chitarach Żabiego. Mało tego: szajkami albo w pojedynkę chadzali na zabawy do Krzyworówni, do Hołów i tam bijali gospodarzy na ich własnym śmieciu, a tak byli zawzięci, zaczepni, a tak umiejętni w bitkach, że jeden wyrostek mizerny nasypywał strachu gromadzie.
Patronem Bereżnicy był opiekun dzieci i lirników, łagodny i miłosierny święty Mikołaj. Nad Bereżnicą ciążył też stary dziad gromowy, co sam wyzywał i przepędzał burze stamtąd z góry, z Ihreca, a ludzi wzywał do zgody. Patronem Żabiego był święty Eliasz, srogi władca piorunu, gromowy świątek. Dotąd spotyka się po chatach jego wizerunki. Ale żabiowcy szukali sobie jeszcze inych proroków. Bo trzeba to powiedzieć, żabiowcy byli postępowi, a bystreczanie zacofani. Żabiowcy pijali wódkę od dawna, gdy jeszcze o karczmach się nie śniło, a już dzięki brataniu się z panami i z pankami przywozili sobie na koniach baryłki z pańskich gorzelni na leckim boku, albo przez Czarnohorę z węgierskich targów. Z czasem gdy bójki i zwady rozgorzały, chadzali daleko na Bukowinę do czarnych przemówników, szczególnie do Grablina, do osławionego Daradudy. Zanosili mu gorliwie pieniądze jak później do karczmy za wódkę. Stawali rzeszami przed osadą Daradudy, a potem dopuszczeni przed oblicze przemównika, który siedząc nad watrą w dymie w otoczeniu czarnych kotów, mruczał w stanie zupełnie pijanym czy też w porywie czarnego wieszczowania, zażywali porywów i dreszczów czarnych jak gdyby wódki. I otrzymywali skuteczne nasłania, strzały czarodziejskie i przemówki, wraz z dokładnymi przepisami dla uśmiercenia wrogów, tych których nie mogli dosięgnąć toporem lub strzałem z zasadzki. Chodzili także za innymi pilnymi potrzebami do Daradudy, aby zapuścił im muszkę lubowną pod skórę w dłoń poniżej małego palca. Od tego mały palec zakręcał się na całe życie, ale wabił skutecznie wszystkie dziewczyny, które jego właściciel sobie upodobał.
Gdy po latach Żabie napełniło się karczmami, uszczęśliwiły one jedno pokolenie do tego stopnia, że przestało wędrować za szczęściem daleko. Widocznie jak gdyby nawet przesyciły, bo żabiowcy pomstowali na Żydów i śpiewali pieśni o prze-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/171
Ta strona została skorygowana.