— Daj Boże.
Potem Koczerhan wyczekał chwilę, wszyscy spoglądali nań, a on wygłosił ze szczególnym naciskiem błogosławieństwo nowe:
— Gładko w butynie.
— Daj Boże — w szczególnie gorącym porywie, nie czekając na wójta huknął stół.
Koczerhan wydobył z siebie z trudem:
— Na wodach śpiewnie.
— Daj Boże — powiedział wójt.
— Daj Boże — powtórzył stół.
Koczerhan mówił dalej, jeszcze powolniej, ze wzruszeniem, a tak głośno, że pogłosy hukały po lesie:
— Obłoki i trawy, wody i dychanie, kłonią się, dziękują, dziękujemy i my: Sława wam Hospody Boże.
— Sława Hospodu — odpowiedział stół.
Koczerhan usiadł, wszyscy siadali w milczeniu a Foka i Petrycio poszli z resztkami kołaczy do stajni, aby podzielić się z chudobą. Widząc to Trofymko znów zaniepokoił się, krzywił się, jakby bez niego nie można było ugaszczać, a choćby tylko dotykać chudoby. Zerwał się, lecz Foka kazał mu usiąść, a Trofymko krzywił się jeszcze żałośniej, upewniając się wokół pytającym okiem czy zgromadzony z tylu wsi naród chrześcijański uznaje jego krzywdę. Foka oddalił się, lecz Trofymko zaraz zerwał się i pognał za nim. Szeptał coś Foce, ten kiwał głową, wrócił i nalał kubek wódki na to by pokropić grzywy końskie i spłukać z nich czary.
Z kolei ugaszczała gości chudoba, a raczej Foka, po powrocie ze stajni, ugaszczał w imieniu chudoby. Śmietana tu, śmietana tam, śmietana wszechobecna: barszcz na śmietanie, banysz na śmietanie, słodka kapusta na śmietanie, rogate pierogi z bryndzą, a także skrzydlate gołąbki z kaszą, śmietaną polane i pstrągi na śmietanie. Na nieustanne zapraszania kto chciał brał ręką chleb, krajał płatek słoniny i odkąsywał go zębami albo smakował wpijając zęby i cmokając ogórki, co zielone przetrwały zimę do nowej zieleni. Oblizywano sok z ogórków, oblizywano go także z palców, i wówczas niezwłocznie Foka podawał kieliszek wódki do zapicia. Na zakończenie podawano jeszcze łokaszę czyli kaszę jęczmienną z olejem i z miodem, kisielice z suszonych śliwek z miodem i sytę z miodu dla tych, co nie pili wódki.
Co przedtem rozsypało się, znów się zebrało. Słychać było
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/318
Ta strona została skorygowana.