przełazie, buch do podołka i dalej. U was na podgórzu miękki naród. Aby wyzdrowieć trzeba świętować, tańczyć.
— Tanasiju, wybijcie sobie z głowy, to końska kuracja, zamęczycie kobietę — opamiętywała księdzowa.
— Niech mnie Bóg broni, abym konia i kobietę męczył. Ale sam położę się do łóżka godzinę przed śmiercią.
Kałyna usprawiedliwiała się z uśmiechem, szepnęła:
— A może bym wstała, jejmość? Przynajmniej teraz do wieczerzy.
Księdzowa rozłożyła ręce, krzyczała:
— Po moim trupie! To poród, Tanasiju! A wy czy byliście przynajmniej w pierwszym miesiącu?
— Wielka sztuka.
— Pokażcie tę sztukę!
Księdzowa i Tanasij przekomarzając się przyskakiwali ku sobie jak dwa koguty. Kałyna, Foka i inni śmiali się serdecznie. Tanasij pogłaskał Kałynę po głowie:
— Leż, dziecinko, tyś jak pański koń, szanować trzeba. Ale na pierwszym chramie muszę tańczyć z tobą, choćby koniec świata.
Księdzowa niecierpliwiąc się pierwsza wybiegła z dzieckiem na deszcz, za nią podążali pośpiesznie kumowie. Deszcz szumiał tęgo, lecz mocny głos księdzowej przedzierał się przez szum.
— Sławku, gdzieś ty, Sławku? — Zaniepokojony ksiądz wybiegł spod dachu na zew żony, w samej sutannie.
— Czekaj, Sławku — wołała ciągnąc go pod ramię — bez ciebie się nie obejdzie.
Deszcz ustawał kilkakrotnie, wiatr uderzał, deszcz rozpadał się ulewnie. Wyszli poza zagrodę.
Wiatr roztańczył się po wodach w skokach-obertasach. Błyskawice oświetlały jego pląsy. Czarno-zielono stawała dęba Czarna Rzeka u stromych brzegów, Biała Rzeka syczała mleczną pianą, zalewając mieliznę. Pryskały i koziołkowały Waratyn i Paratczyn. Świat się poruszył, uginały się lasy, trzaskały drzewa. Padały do przepaści co słabsze, naruszone, lecz także mniej chronione. Do Jurija doczekały, a dalej... Tylko to co całkiem małe, niziutkie tańczyło bez lęku: krzewiny, kosyczki, murawy. Przeciw małemu moc burzy niemocna.
Pierwsza burza wiosenna. Siarczystym batogiem przepędzał święty Jurij swe tabuny na pierwszą pohulankę wiosenną. Chmura za chmurą toczyła się od Czarnohory w kłębowisku.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/257
Ta strona została skorygowana.