Strona:Stefan Żeromski - Wczoraj i dziś. Serya pierwsza.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.
78
SIŁACZKA

małomiasteczkową połyka się bezwiednie, jak bezwiednie zając połyka jajka tasiemca, przez psy rozproszone na trawie. Od chwili zagnieżdżenia się w organizmie bąblowca — «najzupełniej mi jest wszystko jedno» — zaczyna się właściwie proces umierania. Doktór Paweł, w epoce jego życia, o której mówię, zjedzony był już przez Obrzydłówek wraz z mózgiem, sercem i energią — zarówno potencyonalną, jak kinetyczną. Doświadczał nieprzezwyciężonego wstrętu do czytania, pisania, oraz rachowania, mógł całemi godzinami spacerować po gabinecie, lub leżeć na szezlongu choćby z niezapalonym papierosem w zębach, w tęsknem, dokuczliwem i bolesnem niemal oczekiwaniu na coś, co się stać musi, na kogoś, kto musi nadejść, mówić cokolwiek, choćby kozły przewracać, w natężonem wsłuchiwaniu się w szmery i szelesty, zwiastujące przerwanie ciszy, która dławi i przygniata do ziemi. Szczególniej dokuczała mu zazwyczaj jesień. W ciszy jesiennego popołudnia, zalegającej Obrzydłówek od przedmieścia do przedmieścia, było coś bolesnego, coś, co poduszczało do wołania o pomoc. Mózg, opleciony niby miękkiem przędziwem pajęczyny, wypracowywał myśli czasami niesłychanie pospolite, a niejednokrotnie — stanowczo do niczego niepodobne.
Gwizdanie i dysertacye z gospodynią raz przyzwoitsze, (o niesłychanej np. wyższości pieczonego prosięcia, nadzianego kaszą tatarczaną, rozumie się, bez majeranku, nad takiemże prosięciem, nadzianem innemi substancyami), kiedyindziej zaś ohydnie nieprzystojne, — stanowiły jedyną rozrywkę. Wytoczy się, bywało, na połowę niebios chmura z potwornemi odnogami w kształ-