Strona:Stefan Napierski - Poeta i świat.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
GRILLPARZER

Pod obłok bury żagle wzdęte
pianę rysują coraz czyściej,
gdy opadają rude, zmięte
na skronie pochylone liście.

Nie zdołasz zmierzchem przejść aleją:
pijanyś! Mdło wonieją lipy!
Zadławić żółtą chcą zawieją.
Schną wrzosy lila. Uschły skrzypy.

Słaniasz się jeszcze... Lepkie pyły
wpychają się w zawarte wargi.
Gęstym wydechem się upiły.
Kasztany pękły. Jęczą skargi.

Minąłeś rdzawe winogrady.
Z lewady konie gonią chłopcy.
W podcieniu sieni stajesz, śniady,
w cieniach i plamach, równie obcy.

Ta noc... Ta parność... Czarna smoła.
Gwiazdy. Zmoczone potem włosy.
I nikt z ojczyzny nie zawoła.
I szumi rzeka. I niebiosy.

Czytasz nowelę Grillparzera
o sandomierskim wojewodzie.
Młodości! Jeszcze raz umierasz
na mrocznej i na srebrnej wodzie.