Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

paczy, jeżeli nie będę mógł podzielić się z czytelnikami Bicza Bożego prawdziwymi wieściami wojennymi!... Tak, niech już raz będzie koniec!
Przechodziłem akurat około jakiegoś wyższego gmachu. Bez namysłu więc wbiegłem do środka i dostałem się windą na najwyższe piętro. Tam otworzyłem okno w korytarzu i rzuciłem się na dół.
Gdy tak leciałem na bruk i rozmyślałem nad tym, jakie to za chwilkę będą ze mnie piękne “chop suey” — naraz poczułem, że zaczynam jechać w górę, zamiast na dół.
— Ki djabeł? — myślę. — Czy zostanę wniebowzięty z duszą i ciałem, jak przeczysta panienka Marja?
Obejrzałem się. Patrzę, a to mój parasol, który uczepiłem u marynarki, rozpostarł się stwarzając tym sposobem wyśmienity aeroplan.
— A to świetny wynalazek! — krzyknąłem zachwycony. — Tanim kosztem mogę się dostać do Europy!
Jakoż wiatr zahuczał, zaszumiał i poniósł mnie ponad spienione fale zatoki meksykańskiej. Wkrótce zapanowała noc, a wiatr niósł mnie i niósł, cicho, swobodnie, wśród głębokich ciemności, wysoko ponad ziemią. Około godziny 10-tej wieczorem poczułem głód, zacząłem więc szperać po kieszeniach. Na szczęście znalazłem w jednej kieszeni dwa małe “krekiesy” i schrupawszy je z apetytem