Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/100

Ta strona została skorygowana.

zrobić z nocnego lokalu, czy trupialnię? Właśnie wybornie, że ludzie się tu bawią.
— A to kto? — zapytała Alicja.
— Który?
— Ten blondyn, co rozmawia z Węgrem.
— Aaaa!... — ucieszył się mecenas — to jest właśnie właściciel „Argentyny“ i jej główny magnes, dyrektor Winkler.
— Ten amerykanin?...
— Tak. Podoba się pani?
— Owszem, niebrzydki. Dlaczego pan pyta?
Mecenas Łęczycki roześmiał się szeroko.
— Dlatego, pani Alicjo, że wszystkie kobiety za nim szaleją? O, niech pani spojrzy po stolikach. Widzi pani? Wszystkie główki zwrócone są w stronę tego szczęściarza.
Alicja wzruszyła ramionami:
— Przykro mi, mecenasie, że mogło panu bodaj przez chwilę wydawać się, że należę do typu kobiet, „szalejących“ za kimkolwiek. Jedzmy.
— Dobrze, jedzmy — skapitulował Łęczycki — zresztą Winkler i tak obchodząc loże odwiedzi nas. Można konjaczku?
— Dziękuję — ponuro odsunął swój kieliszek Czuchnowski.
Alicja spojrzała nań zimno.
— Władku, jeżeli masz poświęcać się i psuć nam nastrój, to lepiej idź spać. Nie jestem przyzwyczajona do znoszenia czyichkolwiek fum.
Wypiła duszkiem kieliszek i zwróciła się do mecenasa:
— Więc powiada pan, że ten właściciel odwiedza loże?
— Tak, proszę pani, ma taką zasadę, że wszystkich swoich gości zna osobiście. Zobaczy pani, jaki to miły człowiek.
„Miły człowiek“ nie dał na siebie długo czekać.