Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/101

Ta strona została skorygowana.

Po kilku minutach kotara odchyliła się i usłyszeli za sobą niski głęboki głos:
— Dobry wieczór państwu. Czy nie przeszkodzę, jeżeli podziękuję drogiemu panu mecenasowi za popieranie „Argentyny“?
— Ależ, kochany dyrektorze, proszę, proszę — zawołał, wstając Łęczycki — czy pani pozwoli?... Pan Winkler, pani Horn...
— Czuchnowski — mruknął pod nosem doktór, podając przybyłemu rękę.
Ten, nie czekając na zaproszenie, usiadł przy stole:
— Nie nudzą się państwo? Teraz jeszcze pustawo, ale za pół godziny zaczynają się tak zwane produkcje artystyczne. Jak się pani podoba u mnie? — zwrócił się do Alicji.
— Bardzo... przyjemny lokal — przyjrzała się dyrektorowi uważnie i pomyślała, że już gdzieś, kiedyś napewno go widziała. Tak, tak, zaraz... było to bodaj w jakiejś cukierni.
— Wydaje mi się, że kiedyś już widziałam pana — powiedziała, jakby na usprawiedliwienie swego milczenia.
— Z całą pewnością — roześmiał się Drucki — poznałem panią już przed kwadransem, z dołu.
— W cukierni na Nowym świecie? — zapytała — kilka miesięcy temu?
— Tak. Byłem wówczas tak niezgrabny, że strąciłem ze swego stolika popielniczkę.
— Prawda, prawda! — uśmiechnęła się — pamiętam. Nawet wówczas odniosłam wrażenie, że pańska twarz nie jest mi obca.
— Zaraz! zawołał Łęczycki — i ja pamiętam. Byliśmy wówczas w tym samym komplecie.
— Aha? — zdziwił się Drucki — więc to pan, mecenasie pstrykał wówczas czeczotkową papierośnicą?... O, jest corpus delicti!