Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/106

Ta strona została skorygowana.

Zagrano bluesa i ring znowu zapełnił się tańczącymi.
Alicja spojrzała na zegarek i z żalem stwierdziła, że już czwarta.
Czas było jechać do domu.
Uregulowali rachunek, przyczem Alicja wyjątkowo zgodziła się nie zapłacić swojej trzeciej części. Łęczycki upierał się, że on funduje, a jeżeli nie pozwolą mu zapłacić całości, przyniesie mu to pecha w sądzie.
— Jak Boga kocham — zaklinał się — ile razy nie obleję wygranego procesu, tyle razy przegrywam następną sprawę, jak amen w pacierzu!...
Była w tak świetnym humorze, że nie spierała się o to.
Odwieźli najpierw zasypiającego Czuchnowskiego, później mecenas odprowadził Alicję.
— No, pani Alicjo, — powiedział z przechwałką, żegnając ją przed bramą — warto było pójść do „Argentyny“. Co?
— Bardzo wesoło spędziłam czas. Oddawna nie bawiłam się tak dobrze.
— Ba! Ten Winkler umarłegoby rozruszał! Bajeczny, prawda?
— Dobranoc, mecenasie, — podała mu rękę — dziękuję i dobranoc.
Na palcach przeszła do swego pokoju, szybko rozebrała się, zapaliła gaz w łazience, umieściła róże w kryształowym wazonie i po chwili wahania postawiła je przy łóżku.
Już świt był na dworze.


ROZDZIAŁ 7.

Wprost z dworca profesor Karol Brunicki pojechał na wykład.
Pomimo zmęczenia, wywołanego długą podróżą, mówił, jak zwykle, głośno, dobitnie, akcentując defi-