Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/107

Ta strona została skorygowana.

nicje i robiąc krótkie pauzy przed użyciem własnych argumentów.
Gdy skończył, czuł się tak wyczerpany, że zażył proszek kamfory dla wzmocnienia serca. Jednakże już po chwili telefonował do Bristolu.
Odpowiedziano mu, że pan Winkler jest w swoim numerze, ale zapewne śpi. Pomimo to kazał się z nim połączyć.
— Tu mówi Karol, obudziłem ciebie?
— Nie, jak się masz! Wróciłeś?
— Wróciłem i chciałbym cię prosić, byś wpadł do mnie.
— Do kliniki? — zapytał Drucki.
— Nie, do domu. Może na obiad?
— Zgoda.
Drucki odłożył słuchawkę i westchnął z ulgą:
— No, nareszcie przyjechał.
— Kto przyjechał? — zapytała z za parawanu Tecia.
— Pewien mój przyjaciel. Ale pośpiesz mała.
— Kiedy mi podwiązka pękła.
Drucki roześmiał się.
— Pękła? No, chodź tu, może wspólnemi siłami łatwiej zaradzimy katastrofie. Chodź.
Była w króciutkiej jasnozielonej kombinezce i nieporadnym gestem wyciągnęła ku niemu urwany koniec podwiązki. Wyglądała przy tem tak dziecinnie i ładnie, że powiedział:
— Wiesz, mała, żałuję, że już jest tak późno.
— Mój kochany, mój najsłodszy.
Posadził ją sobie na kolanach i zabrał się do reparacji uszkodzenia. Tymczasem Tecia ocierała twarz o jego policzki i szeptała w kółko
— Kochany, jedyny, kochany.
Biła od niej świeżość i wciąż jednakowe silne pragnienie.
Drucki odezwał się: