Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/130

Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie! Niech dyrektor nie mówi. Lepiej mieć niespodziankę.
Alicja uśmiechnęła się doń słodko:
— I sądzisz, że pan Winkler mi nie powie?
— No — speszył się jej tonem doktór — tak myślę...
— Zatem będziesz miał jeszcze jedną niespodziankę. Słucham, dyrektorze.
Umyślnie tak zbliżyła ucho do ust Druckiego, że omal ich nie dotknęła. Zapach jej włosów i skóry napełnił jego nozdrza.
— Niech pani ma trochę litości dla doktora — szepnął przerywanym głosem.
— Nie wart jej — powiedziała głośno, nie odrywając ucha — więc?
— Będzie zabawa w kozy neapolitańskie — szepnął.
— Dziękuję — skinęła głową — to może być ciekawe.
Drucki przeprosił towarzystwo i zbiegł na salę.
Po kilku popisach i kilku ogólnych tańcach zjawił się w środku ringu witany oklaskami i zaczął objaśniać: — pod Neapolem jest multum kóz i owiec. Całe stada. O zachodzie stada wracają do zagród i drogi polne wyglądają wówczas, jak spienione potoki białej wełny, nad któremi unosi się nieustająca wielotonowa symfonja.
— Proszę państwa! Nazwałbym tę symfonję beee-mol, gdyby nie było w niej i meeee-mol! Dlatego zwracam uwagę na konieczność uwzględnienia sprawiedliwego podziału między kózki i owieczki! Nie namawiam was, drodzy państwo, byście beczeli z przekonania. I tak wiem, że to zrobicie. Wystarczy, jeżeli pamiętać będziecie o strzyżeniu, jakie was nie ominie pod postacią rachunku!
Hałas śmiechu i oklasków napełnił salę. Jakiś tęgi niski jegomość z sumiastemi wąsami zerwał się od stolika i ryknął: