Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/133

Ta strona została skorygowana.

ubranie, któremu się tylko zdaje, że okrywa smukłe mięśnie.
Ocknął ją brzęk i lekki ból: tak, zgniotła w ręku kieliszek.
Krew i wino rozpłynęły się na obrusie barwną mapą.
— Boże! — jęknął Czuchnowski i zerwał się z miejsca. — Alu! Co ci jest?
— Rozbiłam kieliszek — wzruszyła ramionami.
Doktór umoczył serwetę w kuble z lodem i pieczołowicie wycierał pokaleczoną dłoń.
— No, szczęście — mruczał — że to tylko powierzchowne.
Obwiązał jej rękę chusteczką.
— Chodźmy — powiedziała Alicja
Zbierali się do wyjścia i doktór wziął róże, lecz Alicja zatrzymała go:
— Nie, tak nie można. Gotowe zmarznąć. Każ kelnerowi zapakować w bibułkę i jeszcze w gruby papier.
W westibiulu spotkali Druckiego. Stał z jakimiś panami, lecz zaraz ich przeprosił i zbliżył się do Alicji.
— Bardzo dziękuję państwu — powiedział z głębokim ukłonem — i proszę pamiętać o „Argentynie“.
Służba podawała Czuchnowskiemu i Łęczyckiemu futra.
— Nie wiem — odezwała się patrząc na sufit Alicja — czy będę miała czas...
— Musi pani znaleźć — uśmiechnął się do niej z jakąś niespodzianą dla obojga poufałością.
— Dlaczego to aż muszę? — zmierzyła go zimnem spojrzeniem.
Sądziła, że się zmiesza, lecz Drucki nie opuścił oczu i powiedział krótko, bez uśmiechu:
— Bo proszę. Bardzo proszę.
Przygryzła wargi i odwróciła się do szatni:
— No? Jeszczeście nie gotowi?