Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

— Już, już — oznajmił Łęczycki borykając się z rękawem.
Alicja skinęła Druckiemu głową i nie podając mu ręki wyszła.
Portjer z domyślnym uśmieszkiem zapytał:
— Co, panie dyrektorze, klasa kobita?
— Co? — ocknął się Drucki — klasa? Macie rację, braciszku! — dodał ze śmiechem i tak go klepnął po ramieniu, aż ten przysiadł.
Łęczycki zaproponował Alicji, że ją odprowadzi, lecz ta podziękowała:
— Mam z doktorem do pomówienia. Siadajmy, Władku, tylko uważaj! Zgnieciesz kwiaty!
— Słucham cię, Alu — odezwał się Czuchnowski, gdy wóz ruszył.
— Poczekaj, pomówimy na miejscu.
— Czy to wypada — zafrasował się doktór — bym teraz, w nocy, wchodził do twego mieszkania.
W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
Przeczuwał przykrą rozmowę i bezradnie spoglądał na zegarek. Ona jednak nie zwracała nań żadnej uwagi.
Przemówiła dopiero wówczas, gdy znaleźli się w jej pokoju:
— Proszę cię, byś mi wyjaśnił, co mają oznaczać twoje niemądre odezwania się i dzikie miny?
— Jakie miny?
— Nie udawaj. Wiesz doskonale, że mówię o twoich manifestacjach przeciw panu Winklerowi.
— Chyba... chyba... nie możesz się temu dziwić... przecie kocham ciebie...
— I cóż z tego?
Czuchnowski zbladł:
— Przecie nie mogę znosić, by ktoś tak nachalnie zachwycał się tobą, jak ten... ten...
— Dlaczego? Cóż ci to przeszkadza? — niemal prowokacyjnie zapytała Alicja.
— Przeszkadza! Przeszkadza, bo mam oczy —