Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

Nie odpowiedziała.
Wziął ją za rękę, zsunął rękawiczkę i pogłaskał.
— Smutno pani?
Wyrwała mu rękę, zakryła oczy i zaczęła płakać. Drucki przysunął się do niej, objął ją i przytulił. — Mnie nikt... nie... kocha... — mówiła w szlochu — mnie nikt nie pożąda...
Druckiemu zrobiło się żal:
— No, cicho... cicho...
Podniosła mokrą od łez twarzyczkę i przywarła do jego ust.
Dalszy ciąg rozmowy byłby w tych warunkach bezcelowy, to też obywali się bez niej aż do chwili gdy auto stanęło.
— Chodźmy — wzięła go za rękę.
Zaśmiał się:
— Muszę panią pożegnać, panno Toniu — próbował bronić się, lecz spojrzawszy w jej oczy, zrezygnował.
Mieszkała na trzeciem piętrze. Drucki nieco speszył się, gdy w przedpokoju eleganckiego mieszkania ukazała się starsza dama
— To moja matka — powiedziała niedbale Tonia, poprawiając włosy przed lustrem.
Drucki ukłonił się, na co dama odpowiedziała niechętnem skinięciem głowy.
— Niech się pan nie dziwi — wyjaśniła Tonia, wprowadzając go do dużego ładnego pokoju — moja matka nie bywa uprzejma dla moich znajomych. Napije się pan kawy?
— Dziękuję.
— Nie?... No to niech pan siada. Moja matka żywi się wciąż moralnością zjełczałej burżuazji. Stara piosenka: — ojcowie i dzieci.
— No, ale że pozwala pani na...
— Na taki tryb życia, jaki jedynie uznaję? Och, na szczęście jestem pełnoletnia. Jeszcze na pana — zaśmiała się — maman tak nie skrzywiła się. Jest pan