wień na stoliki i z radością znalazł na niej nazwisko mecenasa Łęczyckiego.
Zadzwonił telefon.
— Odbierz, mała — uśmiechnął się do Teci.
— To jakiś profesor — powiedziała, odkładając słuchawkę — już drugi raz dzwoni.
— Profesor?
— Tak. Ale nazwisko mówi niewyraźnie.
Dzwonił Karol. Nie ma dziś nic do roboty i chce przyjść do „Argentyny“.
— Hurra! Czekam! — zawołał Drucki. — Ręczę ci, Karolu, że nie pożałujesz.
Z szczególną werwą zabrał się do przeglądu lokalu. Cieszył się niezmiernie W przejściu zatrzymał signoritę Fiamettę:
— Kaziu! Uważasz, będzie tu dziś mój serdeczny przyjaciel. Bardzo poważny pan. Profesor. Posadzę cię przy jego stoliku i musisz go rozruszać. Rozumiesz?
— To nie pojedziemy razem?... — zapytała z zawodem w głosie.
— Ach ty, głuptasku! Obiecałem, więc pojedziemy... Jego trzeba tylko rozruszać, żeby mu było wesoło. To stary nudziarz, a chcę, żeby się ubawił i nie naciągaj go, bo to mój przyjaciel. Pamiętaj!
— Dam sobie radę — z przekonaniem kiwnęła główką.
— I staraj się być... hm.. inteligentną, rozumiesz?
— Zrobione.
Drucki zatarł ręce. Ta mała szelma istotnie była tak sprytna, że niektórzy goście naprawdę wierzyli jej, że jest córką argentyńskiego arystokraty i że ukończyła Sorbonę. Umiała kilkanaście zdań francuskich, które zostawił jej w spadku jakiś dyplomata egzotyczny i operowała tym kapitałem bez zarzutu. Powinna zająć Brunickiego.
Drucki sam czekał na niego w hallu. Przy każdym obrocie kołowrotu drzwi odwracał głowę
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/144
Ta strona została skorygowana.