Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/152

Ta strona została skorygowana.

no był tak uprzejmy, że udzielił informacyj o moim nieszczęsnym mężu, Pawle.
— Aha!... Tak, tak... przypominam sobie. Tak... biedak.
— A drugi tytuł do mojej wdzięczności — ciągnęła Alicja — to pańskie piękne wykłady, które tak wzbogaciły mój umysł. O, to już dawne czasy. Pan profesor może przypomni, gdy mu powiem swoje ówczesne, panieńskie nazwisko: Żerańska...
— Aha — uprzejmie skłonił się profesor — no, oczywiście, panna Żerańska. Naturalnie pamiętam.
W rzeczywistości nie pamiętał wcale. Odprowadził Alicję i wracając na dół nagle przystanął:
— Żerańska... No... tak... Żerańska...
Nie miał pamięci do nazwisk, ale to przecież z jakiegoś powodu musiało mu się wgryźć w pamięć... Żerańska.
Gdy zajął miejsce przy swoim stoliku, signorita Fiametta już tańczyła, a w loży na górze ujrzał Druckiego.
Brunicki kazał sobie podać jeszcze jeden koktajl i zanurzając w nim słomkę znowu się zastanowił: — Żerańska?...
Drucki siedział przy Alicji milczący.
— Cóż — zapytała — nie zaaranżuje pan dziś zabawy?
— Owszem.
— Coś nowego?
— Nie. Koty.
Alicja przymrużyła oczy i
— Jest pan lakoniczny.
— Pani woli gadatliwość?
— Dyrektorze — przechylił się do nich mecenas Łęczycki — robicie państwo wrażenie, jakbyście się pokłócili, czy co u licha? Dajcie spokój!
— Przeciwnie, mecenasie — błysnął oczyma Drucki — pogodziliśmy się.
Alicja podniosła kieliszek.