— Wypijmy. Pan Winkler pogodził się z... losem.
— Wypijmy — ostrzegawczym tonem powiedział Drucki — Pani Alicja, bogini losu, sama się z nim nie pogodzi!
— Nic nie rozumiem — oświadczył Łęczycki.
— Ja też — uciął Drucki i wstał.
— Pan odchodzi? — zapytała Alicja.
— Nie. Broń Boże. Tylko wychodzę — położył akcent na ostatnie słowo.
— Nie wiem, czy panu dzisiaj udadzą się koty.
— Dlaczego?
— Miałam wrażenie, że stracił pan humor.
Drucki zatrzymał się:
— Pani jako dziecko musiała przepadać za zabawkami, a raczej za psuciem ich.
Potrząsnęła głową:
— Nigdy nie lubiłam zabawek i dlatego właśnie je psułam. Lekceważyłam zabawki.
— Dziękuję pani — skłonił się z ironicznym uśmiechem.
— Nie pan powinien dziękować — powiedziała lekko podrażnionym tonem.
— Więc nie uważa mnie pani za...
— Niech pan już idzie — przerwała — publiczność zacznie się nudzić.
Spojrzał na nią i z wyrzutem zapytał:
— Jeszcze jedno. Pozwoli mi pani odprowadzić ją do domu?
— Proszę — odparła bez wahania.
Zbiegł ze schodów. Jego zjawienie się w środku ringu sala przyjęła hucznemi brawami. Mówił.
Alicja oparła głowę o framugę loży i słuchała.
Oczywiście, był zawsze ten sam. Z każdej nuty jego niskiego głosu, z każdego ruchu bił żywioł. Nieodparty żywioł. Przyroda zaklęła w tym człowieku jedną ze swych najbardziej tajemniczych sił: — życie!
Bije z niego jak gejzer. Ogarnia, zatapia...
Powiodła oczyma po sali. Kobiety... Ich wzrok
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/153
Ta strona została skorygowana.