Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/154

Ta strona została skorygowana.

nie wymagał klucza do odczytania treści pragnień... Brał je... Coby to było, gdyby nagle jakąś mocą zniweczyć u ludzi wszystkie ośrodki hamujące, wzgląd na przyzwoitość, na cnotę, na moralność, na jutro... Coby one wszystkie zrobiły?...
Alicja przymknęła oczy. Tak, oto biegną ku niemu, otaczają gęstą drgającą masą ciał, prężących się pożądaniem... setki ramion splatają się w sieć, setki piersi rzęzi pragnieniem, chłoną go swoją kobiecością... Natura układa je w ofiarny stos przed tym mężczyzną, podświadoma potęga zachowania gatunku, prawe doboru naturalnego... Wybierają właśnie tego samca, bo jest najbardziej męski... Selekcja... Instynkt wszechwiedzący zmusza je, te swoje ślepe narzędzia, do szukania w nim ojca ich potomstwa...
A ona sama?... Alicja drgnęła.
Przeraźliwe — „Miauuuu...!“ rozległo się wśród ciszy.
Drugie, trzecie, dziesiąte... Nizały się na dyskretną melodję orkiestry namiętnem wołaniem.
— Miauuu... miauuu...
Przetarła czoło i nalała sobie wina.
Mecenas Łęczycki miauczał z pasją; jego ochrypły od alkoholu głos drażnił nieznośnie.
Drucki na dole z powagą dyrygował. Profesor Brunicki, splótłszy ręce na piersiach, śmiał się: jego binokle nieco się przekrzywiły, nadając mu tragikomiczny wygląd.
— Mecenasie! — pociągnęła go za rękaw, — niechże pan da spokój!
— A, bo co?... — oderwał się od parapetu.
— Dosyć! Wydobywa pan z siebie tony lwa, ale dosyć.
— Wspaniała zabawa, pyszna!
— Niech pan mi lepiej przysunie kawę.
Tymczasem orkiestra po burzliwych brawach zagrała jakiegoś „foksa“ i Drucki zjawił się na górze.