Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/158

Ta strona została skorygowana.

— Nie zrobi pani tego, nie wolno pani ani wobec mnie, ani wobec siebie.
Ściskał tak mocno jej rękę, że uczuła ból i powiedziała stanowczo:
— Proszę, niech pan mnie puści.
Opamiętał się.
Na wschodzie niebo szarzało. Dochodzili właśnie do Politechniki.
— Nie będę widywała pana — zaczęła Alicja — kierując się pobudkami wyłącznie egoistycznemi. Powiem panu szczerze... Uwaga! — krzyknęła nagle i odskoczyła na środek ulicy.
Było już jednak zapóźno. Ciężka żelazna laska spadła na jego głowę. Skulona czarna postać rzuciła mu się z tyłu pod nogi, z przodu otrzymał silne uderzenie pięścią między oczy i nie minęła sekunda, a leżał na chodniku.
Trzeci drab przystawił Alicji długi nóż do piersi:
— Tylko cichutko, sikorko, cichutko, bo tak pomacam, że no!...
Alicja nie krzyknęła.
Widziała, że Winkler leży nieruchomo. Dwie postacie nad nim czujnie wyprostowane nasłuchiwały.
— No, jazda! — ostrym szeptem zawołał drab, stojący przy niej — zabierać frajerowi forsę, taka wasza mać! Na co czekacie! Jazda!
Obaj tamci pochylili się nad leżącym i nagle stała się rzecz dziwna.
Jeden z nich wyleciał ogromnym łukiem w górę i grzmotnął się o jezdnię, jak wór z piaskiem.
W tejże chwili drugi wywinął nogami kozła w powietrzu i znalazł się na ziemi obok Winklera.
Sekunda i zerwał się, lecz trzymany w pasie przez Winklera. Opryszek z nożem, pilnujący dotychczas Alicji, jednym susem dopadł ich.
Uwaga! — krzyknęła Alicja i odetchnęła, wi-