— Już myje się, proszę pani.
— To dobrze.
Śniadanie zjadły razem.
— Źle dziś wyglądasz, Alu — mówiła Julka — oczy masz smutne i jesteś blada.
— Nic mi nie jest, kochanie. No ale na ciebie czas. Odwiozę cię do szkoły.
Julka bardzo chciała zapytać, co się dzieje z doktorkiem, lecz intuicja jej mówiła, że lepiej tego tematu nie poruszać.
Alicja odwiozła ją taksówką do gimnazjum i kwadrans po ósmej była już w sądzie. Miała tego dnia masę roboty i na dobitek, konferencję u prokuratora Martynowicza. Pomimo to nie mogła pozbyć się myśli o Winklerze.
— Wypada jednak dowiedzieć się o jego zdrowie.
Wreszcie koło czwartej zadzwoniła do „Argentyny“. Jakiś męski głos poinformował ją, że pan dyrektor nigdy o tej porze nie bywa, natomiast może jest u siebie w „Bristolu“.
Tu w centrali powiedziano jej, że owszem, pan Winkler jest w swoim pokoju i połączono.
Odezwał się wesoły głos kobiecy. Może to pomyłka?
— Czy to numer pana dyrektora Winklera?
— Tak — odpowiedział głos — czy mam poprosić?
I nie czekając odpowiedzi głos zawołał:
— Do ciebie jakaś pani...
Alicja szybko położyła słuchawkę, odsunęła aparat, poprawiła kołnierzyk sukni i otworzyła następną teczkę z aktami.
— Aha... sprawa Fabjana i Marjanny małżonków Jaczków o kradzież weksli...
Ciemno już było i trzeba było zapalić lampę.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/163
Ta strona została skorygowana.