Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/166

Ta strona została skorygowana.

Dlatego pojechał wprost do „Bristolu“, lecz tu Druckiego nie zastał i dowiedział się, że napewno „przed świtem dyrektor Winkler nie będzie w domu“.
Profesor wrócił wobec tego do domu, przebrał się w smoking i pojechał do „Argentyny“.
Druckiego zastał w świetnym jak zawsze humorze. Na czole nad skronią miał szeroką bliznę zaklejoną angielskim plasterkiem.
— Cóż to — zapytał, wskazując na nią profesor — znowu ci przybyła jedna dziura w skórze?
— A tak — zaśmiał się Drucki — znowu miałem małą awanturkę. Musi w tem tkwić jakaś tajemnica mego przeznaczenia. Dwóch rzeczy szukać nie potrzebuję: awantur i kobiet.
Spostrzegł się, że powiedział to niepotrzebnie i spodziewał się wyrazu przykrości na twarzy Brunickiego, lecz ten powiedział, wzruszając ramionami:
— Cóż chcesz. Lubisz i jedno i drugie.
— Może i lubię. Kontentuję się tem, co los mi przeznaczył.
Brunicki tym razem zajął lożę i poprosił Druckiego:
— Wiesz co? Mógłbyś mi przecie jeden wieczór poświęcić i posiedzieć tu ze mną.
— Dokuczyła ci monna Fiametta? — wybuchnął śmiechem Drucki.
— Chyba nie dziwisz się temu? Zresztą gada wciąż o tobie. Temat ten widocznie jej bardzo odpowiada. Ja jednak wolę już mówić z tobą niż o tobie.
— Z dwojga złego?
— Z dwojga złego — potwierdził profesor.
— No więc dobrze. Załatwię jeszcze kilka spraw i wrócę do ciebie. Czy... czy może dziś masz mi nareszcie wyjaśnić, czego odemnie żądasz?
— Może... Czekam.
— Za dziesięć minut będę.
Zbiegł na dół, wydał kilka dysnozycyj, jeszcze raz przejrzał listę gości, zamawiających stoliki i zaklął.