Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/170

Ta strona została skorygowana.

Wówczas Druckiemu przyszło na myśl, że może doktór Czuchnowski ma jakąś misję od Alicji
Nawet napewno, bo pocóżby przychodził?
Drucki przeprosił profesora i, nie zauważywszy nawet jego ironicznego uśmiechu, zszedł na salę.
Czuchnowski siedział sam przy małym okrągłym stoliku i pił koniak. Twarz jego stała się jeszcze bardziej blada, oczy podsiniały, a policzki zapadły.
— Dobry wieczór, doktorze, — przywitał go Drucki.
Krew buchnęła do twarzy Czuchnowskiego, a jego oczy zaiskrzyły się z za szkieł. Wstał jednak i podał rękę Druckiemu.
— Czy można zapytać — swobodnie zaczął Drucki — dlaczego doktór jest w ostatnich czasach tak rzadkim u mnie gościem? Może coś ze zdrowiem, nie daj Boże?
Czuchnowski spojrzał nań podejrzliwie i wzruszył ramionami:
— Nie, zdrów jestem, dziękuję.
— Tak jakoś i pan i pańskie towarzystwo zapomnieliście o „Argentynie“.
— Co pan mówi? — zdziwił się Czuchnowski — to i... pani Horn nie bywa?
— A nie. Ani pani Horn, ani mecenas Łęczycki. Cieszę się, że chociaż pana widzę, doktorze.
— Wcale nie bywają? — dopytywał się Czuchnowski, jakby nie wierząc własnym uszom.
— Wcale. Nawet zdziwiłem się.
— I ja się dziwię — chmurnie pochwycił doktór.
— Dlaczego? — z udawaną obojętnością rzucił Drucki.
Czuchnowski znowu poczerwieniał:
— Dlatego... dlatego, że sądziłem... że zdawało mi się... No, myślałem, że pani Horn zależało na bywaniu tu.
— Ach — dodał Drucki — i ja miałem wrażenie, że pani Horn nie nudzi się w „Argentynie“.