Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/173

Ta strona została skorygowana.

Gdy tylko usiadł, stopniowo zaczęła się przysuwać do niego.
— Wiesz co, — po kilku minutach zdecydował się profesor — o naszych sprawach pomówimy innym razem. Dziś i zapóźno i zadużo było wina. Zatelefonuję do ciebie.
Drucki go nie zatrzymywał.
Nie zamierzał wykręcać się od zobowiązań wobec niego powziętych, lecz również nie spieszno mu było do ich realizacji, tembardziej, że pojęcia nie miał jakiego to poświęcenia Karol od niego zażąda.
Gdy po odprowadzeniu profesora wrócił na salę, Czuchnowskiego już nie było.
Usiadł na chwilę przy jednym stoliku, przy drugim, trzecim, później porozmawiał z barmanem zajrzał do piwnicy i do kuchn
Tu znalazł go kasjer:
— Panie dyrektorze, awantura!
— Na sali?
— Nie, tylko w gabinecie u pana dyrektora. Ten huncwot Kazia...
Drucki wiedział już, co to ma znaczyć. Oczywiście awantura z Tecią.
— No! Już ja im pokażę — mruczał do siebie, pędząc wielkiemi krokami.
Nie omylił się.
Gabinecik wyglądał, jak pobojowisko. Aparat telefoniczny, maszyna do pisania i moc papierów leżały na ziemi. Krzesła były wywrócone.
Panna Tecia z rozwianemi włosami siedziała w kącie na podłodze i zalewała się łzami.
Monna Fiametta stała nad nią w sukni podartej i krzyczała, wygrażając piąstkami.
— Cicho! — huknął Drucki.
Kazia opamiętała się i ciężko dysząc zwróciła się do niego:
— Panie dyrektorze...
— Milczeć! Panno Teciu, proszę wstać!