Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/176

Ta strona została skorygowana.

— Ale to nie wszystko. Zrobisz to tak, żebym ja był zadowolony. Rozumiesz? Nie byle jak, tylko jak się należy.
— Niech tam.
— Pozatem codziennie będziesz się jej pierwsza kłaniać i to uprzejmie!
— Niech tam.
— Nie żadne, „niech tam” — krzyknął Drucki — tylko uważaj. Bo teraz, jeżeli tylko coś będzie, to nie tylko pożegnamy się, ale jeszcze na pożegnanie spódniczkę do góry i wlepię ci po ojcowsku takie „Paternoster“, że przez tydzień nie będziesz miała na czem siedzieć.
Kazia kiwnęła głową, pomilczała chwilę i spytała:
— To już dobrze?
— Jeżeli dotrzymasz obietnicy, to dobrze.
— Dotrzymam... O, ty jesteś bardzo srogi, ale ja i tak ciebie kocham.
Przytuliła się do niego.
— Możesz mnie nawet wybić, a i tak ciebie kochać nie przestanę... A dzisiaj... dzisiaj przyjdziesz do mnie?... Prawda, że przyjdziesz, mój kochany, mój jedyny!
Drucki roześmiał się. I rób tu coś z babami. Spłynęło po niej wszystko i ona teraz uważa, że on nie znajdzie nic lepszego do zrobienia po całej awanturze, jak właśnie pójść do niej.
Wygląda tak apetycznie, że omal nie dał się skusić, jednak ze względów pedagogicznych ostro odmówił, nie wierząc zresztą, by zrozumiała sens tej odmowy. Będzie się w duchu dziwić, o co jemu jeszcze chodzi, skoro już wszystko w porządku.
— Wszystko ma swoje dobre strony — myślał w duchu Drucki, jadąc do hotelu — przynajmniej raz dobrze się wyśpię.
— Uszanowanie panu dyrektorowi — przywitał go nocny portjer — u pana dyrektora czeka jedna pani.