Profesor pochylił się ku gościowi i przez zaciśnięte zęby wyrzucił:
— Właśnie tak połyskują, ciemnem złotem!...
— Przestań! — odezwał się cicho gość, odwracając głowę. — Znęcasz się nad sobą i nademną.
— Nieprawda! Nieprawda! — zawołał w podnieceniu Fakir i uderzył pięścią w stół. — Przysięgam ci, że nieprawda...
— Uspokój się — pokiwał głową profesor — posłuchaj: widuję go co roku. Co roku odbywam tę... krzyżową drogę i co roku wracam bez... Ach, mój drogi, to jakaś szatańska karuzela wspomnień. Iście szatańska! O, to już nie jest mały Boh, z którym bawiłem się w Indjan, ba, to już nawet nie kolega Fakir, ten prowodyr klasy, który swemi pięściami bronił mnie i zasłaniał. Nie... to już prawie Bohdan Drucki, świetny Bohdan Drucki, który...
Profesor przełknął ślinę i wstał. Zataczając się, szedł jak lunatyk, a stanąwszy w środku pokoju dodał szeptem:
— No, a za lat kilka, za lat kilkanaście... Jan Winkler. Nie, nic nie mów, musisz to rozumieć, że przecie jestem tylko człowiekiem, któremu natura dała te pięć czy więcej zmysłów i ograniczony rozmiarami czaszki mózg, któremu kazała bardziej wierzyć im, niż opętańczym imaginacjom, niż przysięgom przyjaciela, niż samarytańskiemu kłamstwu umierających ust, ust, chociażby droższych niż życie, niż świat, niż wszechświat!...
— Karolu!
— Poczekaj. Nie posądzaj mnie o rozstrój umysłowy. Za chwilę znów będę sobą. Ale tylko pomyśl: lata, długie lata duszę się swoją tragedją. Ty jesteś ostatni, z którym mógłbym o tem mówić, lecz, niestety, ty jesteś jedynym. Nie obawiaj się, za chwilę znowu będę sobą, jakiego mnie znasz od dziecka. Zimnym, wyrachowanym, nieugiętym, zamkniętym człowiekiem cha, cha, cha... bez... serca!.... Takim, co
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/18
Ta strona została skorygowana.