Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/184

Ta strona została skorygowana.

Zresztą obecnie pochłaniała ją zupełnie nauka. Chwile odpoczynku wypełniała sobie marzeniami o wyjeździe nad morze i co kilka dni, dla utwierdzenia swych planów, pytała:
— Powiedz, Alu, czy myślisz, że ja łatwo nauczę się pływać?
Albo też:
— Jak wysokie bywają fale na Bałtyku?
Krótkie, informacyjne odpowiedzi Alicji, brzmiały dla Julki tak, jak zapewnienie: — owszem, pojedziemy nad morze.
Alicja sama sporo o tem myślała, stwierdzając swój zły stan nerwowy. Należało na pewien czas zmienić środowisko. Nie przyznawała się sama przed sobą, że codziennie wieczorem, po zaśnięciu Julki odczuwała zniechęcenie do wszystkiego i pustkę swego życia. Tłumaczyła to chwilową depresją i gdyby nie natrętne wspomnienia, które — ledwie przymknęła oczy — stawiały przed nią obraz wysokiego, barczystego mężczyzny o przedziwnie złocących się źrenicach, gdyby nie echo jego niskiego przejmującego głosu, które w ciszy dźwięczało niepokojąco, mogłaby uwierzyć, że wymazała z pamięci wszystko, co miało jakąkolwiek łączność z Winklerem.
Nie spotkała go ani razu, co uważała nawet za dziwne: tylu znajomych spotyka się na ulicy.
Zresztą to i dobrze: cóż jej może na tem, a wogóle na nim zależeć? Mówił, że ich przejście obok siebie jest niemożliwością, a cóż zrobił, by ją zatrzymać? Nic! Dosłownie nic! Zostawił jej możność dostąpienia zaszczytu przez zaliczenia się do haremu jego kochanek! Grubo się pomylił. Bardzo grubo!
Nawet nie raczył zatelefonować. Napisać! Czy postarać się spotkać ją przypadkiem. Palcem nie ruszył!
Zarozumialec! Zdawało się mu, że ona, jak inne, nie potrafi odwrócić się od niego, że z pokorą przyj-