to bez drgnięcia powieki potrafiłby zabić ciebie, gdyby potrafił jednocześnie zabić i jego... syna Wandy... Tak, Bohdanie, tak...
— Karolu! — zabrzmiał po pauzie cichy głos gościa — drogi przyjacielu, nie możesz pojąć, jaką męką jest nie mieć nawet prawa na jedno słowo współczucia...
— Nie mówmy już o tem — sucho przerwał Brunicki — dość. Zmęczony jesteś. Idź już. Jutro musisz zmienić sobie opatrunek. I nie zapominaj o mnie... Tembardziej, że będziesz mi potrzebny..
— Ja? — zdziwił się Drucki.
— Tak — po chwili wahania odparł profesor — jesteś silny, śmiały i, jak sam to stwierdziłeś, nie wiele masz do stracenia...
— Nie rozumiem?!
— Idź już, nic pilnego. A co do pieniędzy, proszę, nie krępuj się. Ile razy będą ci potrzebne... No, dowidzenia.
Podali sobie ręce i gość ruszył do drzwi, lecz zrobił nieuważny krok i nadepnął na wylegującego się na dywanie kota. Przeraźliwe miauczenie było na to odpowiedzią i nagle ze wszystkich kątów wysunęły się zaniepokojone krzykiem jednego inne koty, tłuste, ogromne, opasłe.
— Psiakrew — zaklął winowajca alarmu — poco u djaska trzymasz tyle tych kotów. Musisz majątek wydawać na żywienie tego stada. Czem ty je karmisz?
— Mięsem — skrzywił się gospodarz.
Drucki wzdrygnął się. Przyszło mu na myśl, że sam jest wielkim kawałem mięsa.
— Dowidzenia.
— Dowidzenia.
W przedpokoju, skulony na krześle siedział brodacz.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/19
Ta strona została skorygowana.