Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/197

Ta strona została skorygowana.

towej została ukryta pod chustką i dziewczyna wyszła.
Rozejrzała się niezdecydowanie dokoła, wreszcie skierowała się pośpiesznym krokiem w stronę placu Kercelego. Drucki myślał, że tu się zatrzyma lecz nie — skręciła na Młynarską.
Ulica była pusta. Szedł szybko, bojąc się ją stracić z oczu, gdyż niemal biegła.
Zatrzymała się dopiero pod murem cmentarza i znowu się rozejrzała. Widocznie czekała, aż on przejdzie.
— Panienko — zapytał — a nie wie panienka, która to może być godzina?
— Nie wiem — odpowiedziała drżącym głosem — może ósma.
Stanął o kilka kroków od niej i powiedział żartobliwie:
— A to panienka nie boi się tak pociemku tu koło nieboszczyków?
Odwróciła się odeń:
— Niech pan mnie zostawi... Nie mnie bać się nieboszczyków — dokończyła szeptem.
Drucki flegmatycznie zapalił papierosa, zgasił zapałkę i westchnął sentencjonalnie:
— Z żywymi zawsze lepiej.
— Jak komu.
— Każdemu — zapewnił Drucki.
— Idź pan swoją drogą — odezwała się nadspodziewanie opryskliwie i obrzuciła go smutnem spojrzeniem.
— Rzucił?... — zapytał krótko po pauzie.
Zakryła twarz chusteczką i zapłakała.
— Z panienki to niemądra dziewczyna — pokiwał głową — rzucił ten, to będzie inny. Mało to mężczyzn... Jeszcze dla takiej młodej i ładnej... A może wróci...
— A niech go piorun strzeli — wybuchnęła — niech go krew zaleje! Nie potrzebuję jego. Ani jego, ani nikogo! Odejdź pan, czego się przyczepił?