Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/203

Ta strona została skorygowana.

— Ty masz tu cały szpital — zauważył Drucki.
Przeszli dość dużą, ciemną salę, pobłyskującą z kątów niklowanemi aparatami. Laboratorjum, czy też sala operacyjna. Znowu korytarz, grube drzwi, które profesor otworzył kluczem i oto znaleźli się w znajomym hallu.
— Dziękuję ci — powiedział Brunicki.
— Karolu — przytrzymał jego dłoń Drucki — pamiętaj, że ona ma żyć.
— Będzie żyć — poirytowanym głosem odparł profesor — teraz powiedz mi tylko, czy wszystko w porządku?
— Myślę, że tak.
— Nie śledzono cię?
— Tego jestem pewien.
— Nie będą mogli cię poznać?
Drucki zapewnił, że nie ma żadnych obaw.
— Dziś już zapóźno i ty pewno nie masz czasu — spojrzał na zegarek profesor — zatem może będziesz tak dobry i wpadniesz jutro koło południa do Kliniki Psychjatrycznej.
— Bo co jeszcze?
— Muszę opisać szczegóły biograficzne, rodzinne i t. p. tej dziewczyny. Teraz powiedz mi tylko, czy ona napewno jest w ciąży?
— Napewno.
A, który miesiąc?
— Pojęcia nie mam.
Zamach samobójczy?
— Tak, chciała się otruć esencją octową
Profesor odprowadził go aż do furtki i ostrzegł:
— Uważaj na ulicy.
— Nie bój się — skrzywił się Drucki — na tem znam się lepiej od ciebie.
Nikogo w pobliżu nie było. Jednak nie wziął najbliższej taksówki, a wsiadł do tramwaju. Po przejechaniu kilku przystanków wyskoczył, skręcił w boczną ulicę i tu dopiero wziął auto.