Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/206

Ta strona została skorygowana.

— Wiesz, Luba — oburzył się Drucki — jesteś bezwstydna.
— Jestem, jestem, chcę być bezwstydna. Powiedz, czy była ładniejsza odemnie? Ach, kapitanie, chciałabym chociaż widzieć, jak ją brałeś, jak jej ciało gięło się w twoich ramionach, jak oplatała cię sobą... To musiało być piękne!... Żywioł! Płomień! Huragan! Wszystko, co ty robisz musi być piękne i potężne...
Tuliła się do niego i jej gorący szept oblewał mu szyję.
— Luba, oszalałaś?
— Oszalałam! Ach, jacy jesteśmy głupi i przesądni! Czemuż nie mogę upić się tobą! Upić się do nieprzytomności! Pojęcia nie masz, co dałabym za to, byś mi pozwolił tak leżeć przy tobie i patrzeć, jak bierzesz inną
— Luba!
— Nie, nie, ty tego nie rozumiesz, że to jest druga połowa rozkoszy... Och, chciałabym być taka bezwstydna, tak rozkiełzana, rozpustna... Wiesz, co byłoby mojem marzeniem?... żeby w twoich oczach oddawać się Borysowi i w jego oczach tobie i żeby była jeszcze druga kobieta tak ładna i tak rozpustna, jak ja i żeby...
Drucki usiadł i zawołał:
— Luba! Ty jesteś chora!? Czy ty zdajesz sobie sprawę, że to jest wstrętne, co ty mówisz!?
— Upojne, oszałamiające...
Oplotła go ramionami i rozpaloną twarzą przywarła do jego piersi.
— Weź mnie, weź — szeptała urywanym głosem — bo się spalę na popiół...
Drapieżnemi chwytami zdarła zeń kołdrę i całem ciałem przywarła.
— Jak blisko jestem ciebie... Jak czuję cię... kochany... kochany — kochany...