Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/207

Ta strona została skorygowana.

Głos przeszedł w rzężenie, w długi jęk, w krzyk i zemdlała, — ramiona jej opadły.
Drucki, zataczając się wstał i przetarł oczy. Sam był nieprzytomny.
Dopiero po dłuższej chwili znalazł flakon z kolońską wodą i zaczął jej nacierać skronie.
— Luba! Luba! — potrząsał nią.
Była bezwładna i blada, jak płótno.
— Co tu robić?
Poważnie zaniepokojony chciał już dzwonić po pogotowie, gdy otworzyła oczy i uśmiechnęła się.
— Luba, czy lepiej pani?
Ruchem powiek przytaknęła. Podał jej szklankę wody i, przytrzymując głowę, wlał do ust kilka kropel.
Była bardzo jeszcze osłabiona, ale usiadła.
— Może kieliszek wina? — zaproponował.
— Dobrze.
Wypiła chciwie.
— Jeszcze? — zapytał.
— Proszę.
Gdy osądził, że już jest jej lepiej, zaczął perorę. Mówił długo i bardzo przekonywująco. Ona słuchała z uśmiechem i wkońcu powiedziała:
— Chciałabym tak umrzeć, jak teraz zemdlałam. Jeżeli w ten sposób odczuwa się śmierć, życie jest znacznie mniej warte niż sądziłam.
— Kobieto! Zlituj się nad sobą! Trzeba przecie panować nad swojemi namiętnościami.
— Ja wyznaję inną zasadę — przecząco potrząsnęła głową — nie wiem, kto to powiedział, ale musiał być mądry: — jedynym skutecznym środkiem zwalczania pokus jest ich zaspakajanie. Czyż to nie słuszne?
— Niesłuszne! — z przekonaniem zaakcentował Drucki i pomyślał, że sam wprawdzie zawsze postępował w ten sposób, lecz wcale przez to nie utrzymuje, że postępował słusznie.