Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/219

Ta strona została skorygowana.

— No, naturalnie! Po jakiego djabła zajmowałby się pan morfiną? Przecież o pieniądze panu nie chodziło nigdy, kapitanie, a dla sportu? To też nie pański rodzaj.
— A spirytus? — zaśmiał się Drucki.
— W spirytusie pluskały kulki, kapitanie! Ba! Alboż to i z armat nie walili do pańskiej „Aurory”?!
— Dobre były czasy, co, Jack
— Ba!
— A pozatem — postukał się w czoło Drucki — byłbym skończonym idjotą, gdybym trzymał morfinę w biurku.
— Powiadam, że to jakaś kobieta — powtórzyła Luba — niech się pan zastanowi, kapitanie, czy nie może tu w grę wchodzić kobieta?
Drucki roześmiał się.
— Za dużo ich wchodziłoby w grę — domyślnie odpowiedział Załkind.
— Ale! — zawołał Drucki — wyobraźcie sobie, że na kilka godzin przed najściem policji, otrzymałem anonim z ostrzeżeniem, że będzie rewizja.
— Anonim?
— Tak. Podpisany był „dobry przyjaciel”, czy coś w tym rodzaju, i ostrzegał przed rewizją, radząc usunąć wszystko”.
— Ajajaj! — podrapał się po nosie Załkind.
— Właśnie! Myślałem, że to jakaś mistyfikacja. Miałem przecie zupełnie czyste sumienie
— A kto mógł to napisać?
— Djabli wiedzą.
— Bo ciekawe, że — jak tego dowiedziałem się po pańskiem aresztowaniu, policja też otrzymała anonimową denuncjację na „Argentynę”. Tylko w tej denuncjacji było podane, że narkotyki znajdują się u sekretarki dyrektora.
— Skąd pan wie o tem, czy aby pewne? — Zdziwił się Drucki