Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/232

Ta strona została skorygowana.

— Chcę.
— Zatem pozwól mi, bym ja sobie wybrał satysfakcję. A ty chciałaś mi jeszcze jedną krzywdę zrobić.
— A jak pana zasądzą?
— Nie bój się, nie zasądzą. A jeżeli nawet, to już nie twoja rzecz. Masz słuchać i tyle. Buzię na kłódkę i rób tymczasem swoje. A ja coś dla ciebie...
Zapukano do rzwi i Kazia drgnęła.
Drucki otworzył. Za drzwiami stał chłopiec z portjerni:
— Tam jeden pan do panny Kazi.
— Kto taki? — zapytał Drucki.
— Taki łysy jeden.
— To on — spochmurniała Kazia — Cierżawski.
— Czekaj — kazał chłopcu Drucki i, zamknąwszy mu drzwi pod nosem, zwrócił się do niej — czego ten łotr chce od ciebie?
— Wiadomo, — wzruszyła ramionami — chce, żebym morfinę wręczała odbiorcom. Ale ja za żadne skarby... Dość mam tego...
— Więc słuchaj, — wziął ją za rękę Drucki — idź do swojej garderoby i za dziesięć minut masz iść do domu. A nie przyjdź jutro! To ci nic nie powiem!
Chciała go znowu pocałować w rękę, lecz ofuknął ją:
— Dajże spokój, głupia. Jeszcze nie jestem biskupem.
Cmoknął ją w policzek i mocno poklepawszy po plecach, wypuścił na korytarz.
— Słuchaj, chłopcze, i uważaj: pójdziesz do tego łysego i powiesz, że panna Kazia nie może do niego wyjść, ale że czeka na niego...
— W garderobie — pojętnie zakończył chłopak.
— Nie w garderobie, a tu, w gabinecie. Powiedz, że jest sama i czeka, żeby koniecznie przyszedł. Rozumiesz?