Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/237

Ta strona została skorygowana.

— Taka moja pańska fantazja.
Do drzwi zapukał chłopiec. Wszedł i, rzuciwszy okiem na Cierżawskiego, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
— Uważaj, smarkaczu, — ofuknął Drucki — ten oto pan hrabia czuje się cokolwiek niedysponowany.
Usta chłopca rozciągnęły się od ucha do ucha.
— Jest niedysponowany, bo ma jakieś zmartwienia familijne. Odprowadzisz go do kuchennych drzwi i powiesz dozorcy, by go wypuścił przez bramę. Rozumiesz?
— Tak jest, panie dyrektorze
— Marsz! Uszanowanie panu hrabiemu!
Cierżawski chwiejnym krokiem wyszedł za chłopcem, który po drodze wziął z krzesła jego kapelusz.
Drucki nałożył marynarkę
Sala była już pusta. Służba sprzątała. Huk wentylatorów i brzęk naczyń, pośpieszanie zbieranych, głuszył rozmowy.
Znowu obszedł cały lokal, zrobił kasę z Justkiem, wydał dyspozycje i pojechał do hotelu.
Pierwsze promienie słońca zalewały ulicę jasnem przezroczystem, jakby świeżo wymytem światłem.
— W gruncie rzeczy warjat ze mnie — pomyślał Drucki, konstatując, że samochcąc wziął na siebie cudzą winę — warjat nieuleczalny!
Dodał gazu i świeży wiatr uderzył w zmęczone oczy.
— Ale dobrze jest być warjatem! — zaśmiał się, a motor mu odpowiedział cichym pomrukiem aprobaty.
W powietrzu pachniało bzem.