Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/244

Ta strona została skorygowana.

Patrzał na Alicję. Marmurowy spokój, pod którym ukryte jest całe piekło temperamentu. Dlaczego go odepchnęła?...
— Oskarżony Jan Winkler! — rozległ się głos przewodniczącego.
Imię, nazwisko, wiek... Obywatel amerykański, urodzony w Detroit, kapitan marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, później handlowej, obecnie kupiec, właściciel zakładu gastronomicznego „Argentyna“ w Warszawie. Do winy się nie przyznaje. Jak może wytłumaczyć obecność w jego gabinecie paczki z morfiną? — Całkiem poprostu. Ktoś podrzucił. Z jakich pobudek?... Może zawiść konkurencyjna, może chęć zemsty osobistej, a może poprostu żart... psikus...
— Czy strony mają zapytania?...
Owszem. Prokuratorka Alicja Horn zapytuje, czy oskarżony przychodził do swego zakładu z paczkami? — Owszem. — Czy często?... — Dość często przynosił sobie papierosy, książki...
— Czy „Argentyna“ miała licencję na sprzedaż papierosów? — Ma ją. Ale oskarżony pali inne. — Oskarżony miał dużo zajęć w lokalu? — Tak. — Zatem nie miał wolnego czasu? — Nie, lub bardzo mało. — Kiedyż więc czytał przynoszone przez siebie książki? — Zabierał je zpowrotem do hotelu. — Oskarżony twierdzi, że morfina została podrzucona ze złej woli. Czy oskarżony nie podejrzewa nikogo? — Nie. — Więc któż to mógł zrobić? — Może ktoś dla żartu.
Padały zimne, krótkie pytania, wypowiadane głosem, który dźwięczał jak stal, jak stal, zadająca błyskawiczne, a celnie wymierzone pchnięcia.
Drucki odpowiadał spokojnie. Jego niski baryton nie drgnął ani razu, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że każdą odpowiedzią obciąża siebie, że każde pytanie jest jakby drobnem nakłóciem. Nakłócia jedno przy drugiem tworzą oto cały ścieg, prze-