Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/255

Ta strona została skorygowana.

— Panienka poszła do koleżanki uczyć się. Mówiła, że o dziewiątej wróci.
— Dobrze.
Alicja przeszła do swego pokoju i położyła się na tachcie. Słyszała trzask drzwi, zamykanych przez Józefową, urywane krzyki dzieci, bawiących się na ulicy. Nie spała, lecz pogrążyła się w stan jakby półświadomości.
W przedpokoju rozległ się dzwonek. Nie odrazu uprzytomniła to sobie.
Gdy zadzwonił powtórnie, ciężko wstała. Leniwie przeszła do przedpokoju i otworzyła.
Nagle cofnęła się: — w drzwiach stał on.
W głowie Alicji zawirowało wszystko. Oparła się o ścianę i chciała coś powiedzieć, lecz nie mogła wydobyć głosu.
Drucki nie zdejmując kapelusza zamknął za sobą drzwi, bez słowa podszedł do niej, wziął jej bezwładnie zwisającą rękę w obie dłonie.
Patrzyli sobie w oczy: — oczy o złotawych źrenicach w oczy płomienne czarne, oczy płomiennie czarne w oczy o złotawych źrenicach.
Pomału wysunęła dłoń z jego ręki i zaczęła się cofać. Wolno krok za krokiem...
— Pani — odezwał się cicho.
Stanęła, drżąc na calem ciele.
— Pani!...
— Czego pan chce, poco pan przyszedł? — zawołała z rozpaczą w głosie.
— Dlaczego pani to zrobiła?... Dlaczego poświęcała się pani dla mnie?... Dlaczego narażała się pani na niebezpieczeństwo?...
Przycisnęła ręce do piersi i milczała.
— Dlaczego? — mówił. — Przecież mam prawo zapytać się, dlaczego?
Alicja opuściła głowę i wyszeptała:
— Bo kocham... Ja pana kocham...
Objął ją ramieniem i mocno przytulił do siebie.