Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/256

Ta strona została skorygowana.

Nie broniła się, a gdy jego usta przywarły do jej ust, zarzuciła ręce na szyję.
Jakże wielkie jest szczęście, które pozwala zapomnieć o tem, że codzień tysiące pospolitych, naiwnych kobiet taksamo zarzuca ręce na szyję tysiącom mężczyzn, które pozwala zapomnieć, że w tych ramionach tyle już tuliło się innych...
Pragnęła go, pragnęła wbrew samej sobie, wbrew zapomnianym teraz przysięgom... Wbrew wszystkiemu, na czem zbudowała swoje życie.
— Nareszcie... nareszcie...
Ogarnął ją i prawie niósł przez otwarte drzwi na szeroką, pokrytą dywanem tachtę. Krew szybkiemi falami, falami coraz gwałtowniejszemi nabiegała do mózgu.
Oto miał ją wreszcie, płonącą, jak żagiew, powolną, bezsilną, wspaniałą...
Nagle niespodziewanie dla siebie samej wyrwała się z jego rąk, odepchnęła go i potrąciwszy krzesło, które przewróciło się z hałasem, zaczęła uciekać.
Rzucił się za nią i chwycił ją za rękę, lecz bezmyślny paniczny strach dodał jej sił...
Jednem szarpnięciem uwolniła dłoń i uskoczyła wbok...
Lecz Drucki był już nieprzytomny. Jego płuca spazmatycznie łapały powietrze. Nie rozumiał, dlaczego ona ucieka, jak niczego teraz nie rozumiał. Widział jedno, że chciał ją mieć, że niema siły na świecie, jaka zdołałaby go powstrzymać.
Oboje nie słyszeli brzęku rozbitej porcelany, która wraz ze stolikiem legła na ziemię, nie spostrzegli przewróconych sprzętów.
Widzieli tylko siebie słyszeli tylko własne przyśpieszone oddechy.
Dopadł jej...
Teraz broniła się zaciekle, aż z sykiem bólu wykręconych rąk, z ustami pełnemi krwi z jego dłoni,