Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/262

Ta strona została skorygowana.

szafy suknię i przeszła do sąsiedniego pokoju, by się przebrać.
Tymczasem Drucki spuścił rolety, odszukał kontakt, zapalił światło i energicznie zabrał się do uporządkowania powywracanych mebli. Przechodząc obok lustra poprawił krawat i przygładził włosy.
Teraz dopiero zauważył, że ma pokrwawioną rękę. Wytarł zakrzepłą krew chusteczką, umaczaną w wodzie toaletowej i ku swemu zadowoleniu stwierdził, że deszcz nie przestaje padać.
Weszła Alicja. W czarnej jedwabnej sukni wydawała się jeszcze piękniejsza, jeszcze bardziej giętka i tak wspaniale kobieca. Chociaż wyglądała teraz niemal młodocianie, nic w niej nie było z dziewczęcia, a wszystko właśnie z kobiety, wprost bił od niej dosyt kobiecości, świadomej, dojrzałej, imponującej siłą wyrazu, skończonością linij.
W jej oczach dostrzegł ten sam, tak dobrze mu znany pobłysk, który niezliczoną ilość razy wywoływał na jego usta niefrasobliwe, pieszczotliwe, zwycięskie słowa:
— Moja mała...
Teraz jednak oczywistością stał się absurd użycia tych słów. A innych — nie umiał.
Widocznie i ona nie mogła znaleźć żadnych, gdyż rozejrzała się niepewnym wzrokiem po pokoju i zapytała:
— Napracował się... pan?
— Tak, zdaje się, że wszystko w porządku...
Zawisło między nimi jakieś zakłopotanie, jakaś obopólna nieśmiałość, dla obojga nieznośna, prawie zawstydzająca.
Drucki zbuntował się przeciw tej niewidzialnej przemocy i pierwszy zaśmiał się:
— Czujemy się, jak dorośli ludzie — powiedział — którzy przyłapali siebie na dziecinnej zabawie.
Zdefinjowanie przykrego nastroju zawsze jest równoznaczne z jego rozchwianiem. Został jakby