Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/264

Ta strona została skorygowana.

— Właśnie nie. Niech Józefowa weźmie parasol, wsiądzie do taksówki i przywiezie panienkę. Zaraz dam Józefowej pieniądze.
Drucki usłyszał szczęk otwieranej torebki, brzęk monet, ciężkie westchnienie Józefowej i znowu trzask drzwi.
Weszła i stanęła w progu.
— Poszła? — szeptem zapytał Drucki.
— Tak — zaśmiała się — ale najdalej za dziesięć minut wróci. Taksówki stoją tuż przed domem, a moja Julka jest u koleżanki, która mieszka blisko.
— To fatalne — powiedział żałośnie.
— Fatalne — potwierdziła — ale przecie dziś... nie kończy się nasze życie... Moje... dziś się zaczyna
— Piękne jest życie. Prawda? — zapytał, tuląc ją do siebie.
— Mocne jest, mocne, jak ty...
— Kochana...
— I jasne, i żywiołowe, jak ty... Gdybyś odszedł i onoby odeszło.
— Nie odejdę. Nie chcę, nie potrafię.
Wzięła jego głowę w obie ręce i wpatrywała się mu w oczy.
— Życie ma złote oczy, jak ty...
Ich usta znowu zwarły się w długim, bardzo długim pocałunku.
— Już musisz iść — oderwała się od niego.
— Muszę koniecznie?
— Koniecznie.
— Więc... do jutra?
— Do jutra!
Jeszcze jeden uścisk, jedno spotkanie ust, potem chwila poszukiwania kapelusza i już zbiegł ze schodów.
Zatrzymał się na pierwszym podeście. Alicja stała oparta o drzwi.
Uśmiechnęła się i zawołała głośnym szeptem:
— Jestem sentymentalna!...