Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/269

Ta strona została skorygowana.

gwizdał bez przerwy, dzięki czemu omal się nie zaciął brzytwą, wziął chłodną kąpiel, ubrał się.
— Życie jest piękne! — zawyrokował i nagle uprzytomniwszy sobie wczorajszy wieczór, chwycił katalog telefoniczny, odszukał numer, spojrzał na zegarek:
— Pół do ósmej, chyba już nie śpi.
Zadzwonił.
Odezwał się jasny, metaliczny głos.
— Hallo!
— Życie jest piękne, jak ty! — powiedział.
Chwila ciszy, jakiejś ciepłej, pełnej niewymówionych słów ciszy i krótki okrzyk:
— Wiedziałam!...
— Czy pani moja pozwoli, bym po nią przyjechał?
— Nie, nie... I to, poco „pani moja“?
— A jak?
— Trzeba sobie wymyślić — zaśmiała się — ja już wymyśliłam. Całą noc myślałam i mam.
— Więc jak?
— Boh!
— Nie dosłyszałem?...
— Boh! B, jak bajka, o, jak oszołomienie, h, jak... czwarta litera w słowie kocham. Boh!
— Tak mnie nazywano, gdy byłem małym chłopcem.
— A ty?...
— Będę mówił: — moja Al.
— Moja?... Nie rozumiem tego, zdawało mi się zawsze, że potrafię być tylko... swoją...
— A teraz będziesz czyjąś, moja Al.
— Tem lepiej dla mnie, jeżeli zdołasz mnie tego nauczyć.
— Tem lepiej dla nas, moja Al. Będę wzorowym pedagogiem.
— Al, to brzmi orjentalnie.
— Nie. Na wyspie Waihu istnieje legenda, że