Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/27

Ta strona została skorygowana.

jeszcze przed dwiema godzinami nie spostrzegały go wcale, ba, sam ich też nie zauważał, a teraz...
Szedł elastycznym krokiem, jak na paradzie i czuł, że ściąga na siebie spojrzenia tych istot tak powabnych, tak znanych, a wciąż zaciekawiających i upragnionych.
— Do djabła! Wciąż jestem młody — pomyślał z zadowoleniem, przykrytem nitką dobrotliwego upomnienia.
Istotnie, był młody. Gdy usiadł przy stoliku w restauracji i ujrzał swe odbicie w lustrze, aż zdziwił się swej młodości. Dzięki piekielnej mordędze ostatnich dwóch miesięcy schudł, a jego smagła cera od słonego wiatru morskiego nabrała połysku bronzu. Gdyby nie siwe skronie, nie mógłby temu pełnemu życia panu w lustrze dać ponad trzydziestkę.
Jadł obiad z apetytem, rozmyślając o swej sytuacji. Po tylu latach mogliby go ewentualnie poznać, gdyby nie to, że nie nosi teraz wąsów, no i że wogóle bardzo się zmienił. Zresztą dokumenty obywatelstwa amerykańskiego gwarantują bezpieczeństwo.
Roześmiał się do siebie:
— Możnaby pomyśleć, że drżę o swoją skórę. Po djabła, w takim razie, zawsze lazłem z głową w niebezpieczeństwa?
Zapłacił rachunek, porozmawiał wesoło z kelnerem i wyszedł.
Warszawa bardzo się zmieniła.
Wprawdzie poznawał bez omyłki ulice, ale pamiętał je całkiem innemi. W owych dawnych czasach była to niemal dziura prowincjonalna...
Zaczął padać śnieg.
Drucki wszedł do cukierni, kazał dać sobie czarnej kawy i zaczął przyglądać się publiczności.
Najwięcej było kobiet. Po dwie, po trzy przy stoliku, od poważnych podlotków aż do rozchichotanych starszych pań, bardzo mocno wymalowanych.
— Zastanawiające — pomyślał — że wszystkie,