Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/271

Ta strona została skorygowana.

— Widzisz — zaśmiała się — już muszę iść, a tak trudno położyć słuchawkę. No, dowidzenia!
— Dowidzenia, moja Al.
Podszedł do okna i przeciągnął się w słońcu:
— Tak — pomyślał — ona jest, jak moje życie. Bujna, radosna i niebezpieczna... Czy radosna? Ach! Co tam!
Należało pomyśleć o mieszkaniu. Trzeba przecie liczyć się z faktem, że ona nie może przychodzić do hotelu. A znowuż u niej ta jakaś wychowanka i służąca... Alicja musi liczyć się z opinją i to bardzo. Jest prokuratorem.
Uśmiechnął się do siebie: do długiej galerji jego kobiet przybywa i taka, która jest prokuratorem.
— Nie — zaprzeczył samemu sobie — to nie to, co tamte... Tu jest coś całkiem innego.
Zabrał się do roboty.
Znalazł ogłoszenie biura pośredniczącego w wynajmie mieszkań, rozmówił się telefonicznie, kazał podać swój wóz i zajechał przed biuro, zabrał agenta, który miał mu pokazać kilka mieszkań do wynajęcia.
— Powiem panu krótko, o co mi chodzi — zaczął ruszywszy z miejsca w stronę Belwederu — muszę mieć dwa, ewentualnie trzy pokoje z łazienką...
— I z kuchnią.
— Nie. Kuchnia jest mi niepotrzebna.
— Rozumiem, garsonjera, pied â terre...
— Nic pan nie rozumiesz. Będę tam mieszkał. Słuchajże pan, do djaska: mieszkanie musi być przyzwoicie umeblowane, wygodne, słoneczne w ładnym i dużym domu.
— Czy całe urządzenie będzie szanownemu panu potrzebne?
— O, tak. Jestem Amerykaninem. U nas wynająć można mieszkanie w ten sposób, że wprowadzając się, trzeba mieć jedynie własną szczoteczkę do zębów.
— O?! — zdziwił się agent.
— Chodzi mi o coś zbliżonego.