Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/44

Ta strona została skorygowana.

zes — nie miałem doprawdy zamiaru. — Niechże mnie pani nie uważa za niedelikatnego natręta.
— Broń Boże — zaprotestowała żywo.
— Byłoby mi przykro, gdyby odrazu w pierwszym dniu znajomości wyrobiła sobie pani złą opinję o mnie.
— Pan prezes jest zbyt uprzejmy dla mnie, ale jeżeli chodzi o znajomość, to ja znam pana od dawna. Nie raz i nie dziesięć byłam na procesach, w których pan prezes przewodniczył...
— Tak?... I jakież pani odniosła wrażenia?
— Wrażenie... dobroci — odpowiedziała po chwili wahania.
— O?! To niedobrze — uśmiechnął się z udawanem zmartwieniem — z punktu widzenia prokuratorki musiała mnie pani potępić z kretesem, co?
Roześmieli się oboje, a prezes rzucił luźno:
— Swoją drogą w każdym z ludzi tkwi kawałek aktora, chciwego pochwalnych recenzyj, nawet w takim starym, bardzo starym prezesie Sądu... No, ale ja panią nudzę, o, już po trzeciej — wstał i podał jej rękę. — Bardzo pani dziękuję. Rzadko się miewa tak miłe i interesujące oficjalne wizyty. W każdym razie życzę pani powodzenia.
— Dziękuję panu, panie prezesie.
— Pan prokurator Martynowicz jest trochę szorstki, ale zaliczam go do ludzi godnych szacunku. Mam nadzieję, że będzie pani miała dobre stosunki. Dowidzenia pani.
— Dowidzenia, panie prezesie.
Korytarze w powrotnej drodze wydały się Alicji znacznie krótsze. Wizyta u prezesa Turczyńskiego wprawiła ją w doskonały humor.
— Za kilka dni będę się tu czuła zupełnie swobodnie.
Przed drzwiami swego gabinetu spotkała aplikanta Modronia. Miał dla miej jakieś papiery. Nie prze-