Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/49

Ta strona została skorygowana.

— Ho, ho!... — oburzył się doktór — co też panienkę interesuje!
— Też!... — wzruszyła ramionami Julka.
— Uwaga — przytrzymał ją — termometr!
— Więc, wyobraź sobie — powiedziała Alicja, — że jest tam jeden taki młokos, aplikant, co wywraca do mnie oczy. Reszta, to starsi i poważni ludzie.
— Och, jestem pewna, że oni wszyscy tam w tobie zakochają się!
— Nie pleć głupstw, Julko.
Dziewczynka zrobiła do Alicji oko i powiedziała umyślnie żałosnym tonem:
— Biedny doktorek, będzie usychał z zazdrości.
Czuchnowski chrząknął i poprawił swoje rogowe okulary, co było tak wymowną ilustracją jego zakłopotania, że Julka pożałowała swej złośliwości i pogłaskała go po policzku.
— Chyba już można wyjąć termometr — zauważyła Alicja — chcę dowiedzieć się, jaka temperatura, bo muszę zdążyć przebrać się przed obiadem.
— Trzydzieści osiem i dwie kreski — sprawdził doktór — oto skutki uczenia się po nocach!
Wydobył z kieszeni lekarską słuchawkę:
— No, panienko, proszę zdjąć koszulkę i usiąść.
— Zaczekaj — zatrzymała ją Alicja — nim wyjdę. W sąsiednim pokoju jest zimno i mógłby cię powiew zaziębić.
Gdy drzwi zamknęły się za nim, Julka powiedziała:
— Nie gniewa się pan na mnie, doktorku?
— Ależ za co? No, jazda, moja panno.
Usiadła i ściągnęła koszulę.
Stanowczo nie wyglądała na typ skłonny do gruźlicy. Łagodna spadzistość ramion, prawidłowo osadzona szyja, dostatecznie rozwinięta klatka piersiowa. I ostatecznie dość mięśni. Szczupłość zwykła u siedemnastoletniej dziewczyny.
Zaczął opukiwać szczyty. Jego dwa palce prze-