Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/50

Ta strona została skorygowana.

suwały się cal po calu po cieplej jedwabistej skórze, trzeci uderzał w nie, jak młotek. Dźwięk był czysty i pełny. Oparł niechcący dłoń na małej jędrnej piersi. Julka drgnęła i zarumieniła się, on jednak tak był pochłonięty badaniem, że tego nie zauważył.
Opukał plecy i wziął słuchawkę:
— Teraz posłuchamy, co nam powie stetoskop. Proszę głęboki oddech... tak... teraz znowu... tak... jeszcze... No, doskonale... A jak tam serduszko... Proszę nie oddychać...
— Wolne — roześmiała się Julka.
— Co?
— No, serduszko!
— Nie rozumiem? — podniósł głowę i spojrzał na nią.
— Pytał pan, jak tam serduszko, więc powiedziałam, że wolne.
— Aha, — zaśmiał się i dopiero teraz spostrzegł, że ta mała go kokietuje. — Ważniejsze to, że płuca są wolne — dodał.
Miał przy tem tak speszoną minę, że Julka postanowiła jeszcze bardziej go zmieszać.
— Doktorku — zaszczebiotała — proszę mi powiedzieć, czy jestem dobrze zbudowana?
— No, owszem, zupełnie normalnie.
— Nie, nie o to mi chodzi. Ja pytam, czy ładnie?
— Eee — nie znam się na tem. Proszę się odwrócić.
Przyłożył słuchawkę do jej pleców.
— Ale przecież doktorek ma...
— Cicho! Proszę odychać głęboko... jeszcze... tak... wciągnąć powietrze... dobrze...
Złożył stetoskop i schował do kieszeni.
— Mogę nałożyć koszulkę? — zapytała z figlarną minką.
— No... można, już po auskultacji, ale jeszcze nie wszystko. Proszę się położyć na brzuszku.
— O, będzie doktorek mnie bić?